10 stycznia 2018 sprawa aborcji wróciła do Sejmu pod postacią dwóch obywatelskich projektów – jednego liberalizującego prawo do przerwania ciąży i drugiego, zaostrzającego istniejące przepisy, jedne z najbardziej restrykcyjnych w Europie.
Pierwsza propozycja, wniesiona przez komitet Ratujmy Kobiety przedstawiona
została przez Barbarę Nowacką w wyjątkowo merytorycznym i wyważonym
przemówieniu, którego słuchało na sali obrad 12 (tak, dwanaście) osób!
Dwanaście – to liczba posłów i posłanek, którzy wyrazili zainteresowanie
treścią projektu ustawy. Czy ta liczba ma znaczenie? Przecież najważniejsze, że
podczas głosowania sala była niemal pełna. Otóż nie. Sejm nie jest jedynie
maszyną do głosowania. Dyskusja nad projektami ustaw to wyjątkowa okazja do zapoznania
się z ich treścią i uzasadnieniem. Bo czy można wierzyć, że wszyscy posłowie i
posłanki faktycznie czytają teksty, które są im dostarczane, że je właściwie
rozumieją? Ich obowiązkiem jest wysłuchać wniosku, zwłaszcza gdy chodzi o
wniosek obywatelski.
Przemówienie Barbary Nowackiej warte było wysłuchania. Niestety nawet osoby
obecne w ławach sejmowych nie wykonały tego wysiłku, co pokazały w dalszej
części obrad, wyrażając opinie, które niewiele miały wspólnego z przedstawionym
projektem, głosząc kłamstwa na jego temat, odrzucając fakty i próbując
zmanipulować opinię społeczną. Na merytoryczną i spokojną dyskusję, którą
otworzyła Barbara Nowacka, odpowiedziano fałszem i ideologicznymi
pokrzykiwaniami.
Trzeba tu też wspomnieć o drugim projekcie, przedstawionym przez Kaję
Godek, która, z nieznanych mi powodów, zamiast uzasadniać własny projekt,
atakowała, powielając te same kłamstwa i manipulacje, propozycję komitetu
Ratujmy Kobiety. Biorąc to pod uwagę, pozwolę sobie wczorajsze debaty
skomentować jako całość.
Sejmowa dyskusja dotyczyła w gruncie rzeczy wyboru: wyboru pomiędzy daniem
kobietom prawa wyboru, prawa do decydowania o własnym życiu, ciele i losie, a
narzuceniem im – wszystkim, niezależnie od poglądu, wiary itp. - umotywowanej
religijnie woli kościelnych hierarchów i ich zwolenników. Nie oszukujmy się,
nawet podczas debaty posłowie prawicy powoływali się na opinie odwołujące się
do Boga i religijnych dogmatów. Mają oczywiście do tego prawo i absolutnie nie
mam zamiaru ich za to piętnować. Szkoda tylko, że nie mieli dość uczciwości (i
że nie miała jej Kaja Godek), by jasno i wyraźnie ogłosić: „Tak, chcemy, aby
zasady religii, którą wyznajemy były w świeckim państwie prawem obowiązującym
również tych, którzy jej nie podzielają”. Szkoda.
Mówili zamiast tego bardzo dużo o zwolennikach aborcji, używając
skandalicznego języka (na końcu link do stenogramów), obrażającego kobiety, ich
rodziny i lekarzy, mówiąc o eksterminacji, selekcjonowaniu, czy wręcz polowaniu
na dzieci do zabijania, co miałoby być głównym celem i zajęciem służby zdrowia.
Co więcej, pani Godek i jej zwolennicy sugerują swoimi wypowiedziami, że
propozycje proaborcyjne zagrażają uśmierceniem osób żyjących z
niepełnosprawnością, co jest wyjątkowo haniebną manipulacją.
Tymczasem Barbara Nowacka zaproponowała rzecz niezwykle prostą i, zdawałoby
się, oczywistą w państwie demokratycznym: dajmy kobiecie wybór. Jeśli mamy
konstytucyjnie zagwarantowaną równość obywateli i obywatelek oraz wolność,
prawo do ochrony życia prywatnego, rodzinnego oraz do decydowania o swoim życiu
osobistym, to niech nikt, w imię własnego światopoglądu, kobiety nie zmusza do
postępowania wbrew jej przekonaniom. Prawo wyboru, co powtarzam od lat i
powtarzał będę, jest podstawowym prawem demokratycznym. Skoro jesteśmy wolni w
wyborze naszych reprezentantów w parlamencie, to musimy też być wolni w
wyborze, czy, ile i kiedy chcemy mieć dzieci.
Oczywiście, i na to też Barbara Nowacka i wiele innych osób zwróciło uwagę,
najlepiej, żeby ten wybór nie dokonywał się przez aborcję. Ja naturalnie też
się z tym zgadzam. Jasne, lepiej żeby aborcji nie było. A zatem lepiej, żeby
nie było niechcianych ciąż. Ale nie można, jak to robią hipokryci pokroju
posłów partii rządzącej, mówić o darze macierzyństwa i zakazie aborcji, gdy
jednocześnie parlament i rząd są przeciwnikami antykoncepcji (z tych samych,
zresztą, religijnych pobudek)! Nie można mówić o świadomym macierzyństwie, gdy
parlament i rząd odrzucają wiedzę i edukację! Te kwestie również chciał
regulować projekt Ratujmy Kobiety.
Co zaś się tyczy aborcji z powodu nieuleczalnych wad czy trwałego
uszkodzenia płodu, której zakaz i tak skazuje noworodki na niemal
natychmiastową śmierć lub długą i bolesną wegetację, nie mają moim zdaniem
racji zwolennicy zakazu aborcji, gdy mówią o szpitalach zamienianych w rzeźnie
i wykazują się szczególnym brakiem empatii, wciągając w tę dyskusję osoby
niepełnosprawne i insynuując, jak już wspomniałem, że legalna aborcja prowadzi
do ich mordowania.
Zarodek czy płód o niewykształconych narządach, a przez to niezdolny do
samodzielnego życia poza organizmem matki, nie jest dzieckiem, a medycyna nie
zna pojęcia „dziecka nienarodzonego”. Tym razem dyskusja nie zatrzymała się na
definicjach. Wiadomo, że obie strony sporu o aborcję nigdy nie dojdą w tej
kwestii do porozumienia, dlatego prawo wyboru jest jedynym możliwym,
zdroworozsądkowym kompromisem. Jego zaletą jest to, że można z tego prawa nie skorzystać.
Każda kobieta powinna mieć prawo do podjęcia tej decyzji w zgodzie z własnym sumieniem. Takie prawo
miała Kaja Godek, a teraz próbuje je odebrać wszystkim innym kobietom. To nie jest, i nikt nie twierdzi inaczej, decyzja
łatwa. Ale to jeszcze nie powód, by grupa posłów wespół z episkopatem mieli zdejmować
z kobiet jej ciężar.
Znamienne, że ci, którzy odwołują się tak często do mitycznej polskiej
religijności (jako leku na całe zło), tak instrumentalnie traktują religię,
próbując jej zalecenia uczynić prawem obowiązującym, z jednej strony wykazując
brak zaufania do współwyznawców (a nawet traktując ich jak ubezwłasnowolnionych idiotów, niezdolnych do
podejmowania samodzielnych decyzji), z drugiej, zmuszając do postępowań
zgodnych z ich religią wszystkich, którzy jej nie wyznają. I są to te same
osoby, które przestrzegają przed islamem, który rzekomo cokolwiek chce nam
narzucić wbrew naszej woli!
Czyżby więc ludzie kościoła i prawicy wątpili w pobożność Polek i Polaków i
w to, że społeczeństwo ceni i słucha słów Jana Pawła II, skoro chcą ustawami
regulować wszystkim życie zgodne z nauką Kościoła? Czyż to nie jest wyjątkowa
obłuda?
Posłowie i kler nie mogą zastępować indywidualnego sumienia każdego obywatela
i każdej obywatelki. Wolna wola to przymiot, o którym również napisano w Biblii.
Ten wybór jest trudny, ale jest to wybór ważny, którego powinna dokonać
kobieta, bo to przecież ona będzie to dziecko rodzić, ona będzie musiała się
nim zająć. To ona musi wiedzieć, czy stać ją na to fizycznie i psychicznie i
nie wolno nikomu winić jej za to, że na takie męczeństwo się nie zgodzi.
Wiele kobiet się zgodzi, jak Kaja Godek, i będą z macierzyństwa czerpały
radość. Chwała im za to. Ale nie wszystkie muszą. Ani do macierzyństwa, ani do
heroizmu nie wolno, po prostu nie wolno nikogo zmuszać, bo to jest
najzwyklejsza podłość. I pomoc państwa (o której wciąż się mówi, że jest za
mała), jakkolwiek byśmy jej nie zwiększyli, tego nie zmieni. Czy kobieta
dostanie 4 tysiące, czy 20, jeśli psychicznie nie będzie miała sił, by zająć
się swym wegetującym noworodkiem, to żadne pieniądze tego nie zmienią. Natomiast
zmuszanie jej do urodzenia dziecka z tragicznymi, nieuleczalnymi wadami, po to
by zamknąć je w ośrodku to nic innego jak tworzenie nowych obozów
koncentracyjnych.
Projekt Ratujmy Kobiety przepadł, gdyż część posłów tak zwanej opozycji
postanowiła nie wziąć udziału w głosowaniu. Do dalszych prac w komisji
skierowano tekst Kai Godek. Może to dobrze? Społeczeństwo znów się zmobilizuje,
a to istotne w roku wyborczym. Pozwoli też na dalsze prowadzenie publicznej
debaty, co zapewne przyczyni się do upowszechnienia rzetelnej wiedzy na temat
aborcji, antykoncepcji i edukacji seksualnej, co jest niezbędne nawet w Sejmie,
gdyż parlamentarnej większości ewidentnie brakuje merytorycznych argumentów.
Kobiety o swoje prawo wyboru będą dalej walczyć, między innymi poprzez prawo wyboru, które wywalczyły w 1918. Ratujmy kobiety, bo można je uratować. Dla obecnej opozycji sejmowej nie ma już po wczorajszym głosowaniu ratunku.